Wstałem dziś bardzo wcześnie rano, pamiętając o wielu zadaniach do wykonania. Zanim jednak przystąpiłem do zajęć przyziemnych, stanąłem przy moim ulubionym oknie i spojrzałem w niebo, chcąc jak co rano porozmawiać z Bogiem. Od razu odczułem, że nie będzie to zwykła codzienna modlitwa! Kiedy tylko skierowałem myśli ku Bogu, niejako zacząłem wznosić się duchem, tak jakby Duch Święty chciał mi coś przekazać. Wszystko, co popłynęło do mnie z Nieba, znajdziecie w poniższym tekście. Opiszę to jednak po swojemu, z własnej perspektywy człowieka – małego elemencika ogromnej Bożej maszyny…
Czy można pomóc ludziom, którzy tej pomocy nie chcą? Nie można! Dopiero dziś zrozumiałem, jak rozpaczliwe są wszelkie próby, które Bóg pełen miłości podejmuje, aby nas ratować. Co stoi Mu na przeszkodzie? Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że tą przeszkodą jest jeden z największych darów Boga – dana nam przez Niego wolna wola.
Idąc za tą myślą uświadomiłem sobie, że moja ogromna chęć, wielki zapał do tego, by przekazać prawdę Bożą dotyczącą Paruzji, a także uratować jak największą liczbę ludzi na świecie, są ograniczane nie tylko przez piekło, ale również przez ludzką niechęć. Być może jest to niechęć dotarcia do prawdy, a może i niechęć zbliżenia się do Boga? Może dla wielu łatwiejsza i wygodniejsza do przyjęcia jest ślepa wiara w potęgę świata materialnego, naukowców, rządy i idee…?
Po nabraniu tej świadomości z przykrością stwierdziłem, że sposób, w jaki chciałem ratować ludzi na całym świecie, zupełnie się nie powiedzie. Miliardy ludzi zginą nie dlatego, że taki jest plan Boży, ale z tego powodu, że do końca nie będą chcieli przyjąć prawdy. Jedynym zatem rozwiązaniem jest zaprzestanie przekonywania ludzi do przyjęcia prawdy, a jedynie jej głoszenie. Kto ją przyjmie to przyjmie, kto nie to nie – wolna wola. Przestałem czuć się odpowiedzialny za tych ludzi w taki sposób jak dotychczas – czysto po ludzku – jako ten, który musi im przekazać tak wielkie otrzymane tajemnice.
Jednak po co byłoby działanie Ducha Świętego, gdybym nie dostał pewnych wskazówek i wyjaśnień? A więc wiem, że tak moim, jak i wszystkich czytających naszą stronę zadaniem jest po prostu sianie ziarna. Jeśli trafi ono na dobry grunt, zapewne przyniesie dobre owoce. A co z pozostałymi „gruntami”? Na nich ziarno nie wyda plonu – w zwykły sposób nie da się ich uratować, gdyż tego nie chcą. Czy więc – idąc za słowami Jezusa – zostawić umarłym grzebanie ich umarłych? Nam pozostaje tylko się za nich modlić, jak też – zgodnie z ideą „Iskry z Polski” – ofiarować krzyż życia codziennego za ich nawrócenie, żeby nie dostali się w ręce oprawców z piekła.
Z każdym dniem, niestety (a może właśnie stety?), jesteśmy bliżej początku łańcucha nieco mocniejszych wydarzeń. Kiedy rozpocznie się kolejny etap, będzie nam wszystkim ciężej – zapewne odczują to ludzie na całej ziemi. Na świecie obecnie widać szereg mniejszych lub większych zjawisk fizycznych: pożary, małe powodzie, wybuchy wulkanów. Są to jednak tylko pomruki, zapowiadające to co nadchodzi. Kiedy spisywałem orędzie, w którym zawarte były słowa o zalaniu pewnych terenów w Polsce wodą, niektórzy, jak już wiecie, rzucili się na mnie, że takie rzeczy nie mogą mieć miejsca i że jak Bóg mógłby coś takiego dopuścić?! A oto niespełna kilka dni później za naszą zachodnią granicą nastąpiła niespodziewana powódź i w ciągu jednej chwili zamieniła duże tereny w przerażające pobojowisko… Osobiście tym ludziom bardzo współczuję, niech to jednak będzie przestroga dla tych którzy nie wierzą, że momentalnie wszystko tak może się zmienić. Tych ostrzegam: ta powódź to tylko igraszka w porównaniu z tym, co dane mi było zobaczyć. Nie piszę tego jednak żeby kogoś straszyć, tylko by wszystkich zmotywować do wszelkiego rodzaju aktywności, z orędownictwem włącznie – tak strasznie ważnym jeszcze teraz, gdy przez nie możemy mieć wpływ na bieg wydarzeń. Zaś niedowiarkom proponuję trzymać się następującej zasady: inteligentny człowiek nie od razu musi we wszystko uwierzyć, ale powinien chociaż wziąć pod uwagę, czy to, o czym się mówi, nie może być prawdą.
Na koniec: dziś dotarła do mnie przykra informacja, że odszedł od nas nasz brat i przyjaciel (bo nazwę go przyjacielem, chociaż spotkaliśmy się tylko dwukrotnie – mam nadzieję, że w Niebie będziemy przyjaciółmi już na zawsze). Po chwili jednak pomyślałem, że jeśli Bóg ocenił Jego życie dobrze, to można go nazwać szczęściarzem, a za to teraz my, zostający na ziemi, mamy sytuację nie do pozazdroszczenia. Piszę o tym dlatego, że właśnie w tej chwili czuję jego obecność i zdaję sobie sprawę z tego, że pozornie straciliśmy jednego cennego wojownika Bożego, a tak naprawdę zyskaliśmy orędownika, będącego już bliżej Bożego tronu. Zatem, drogi przyjacielu, wspieraj nas z Nieba, bo wiem, że w tej chwili jesteś bardziej „żywy” niż my i masz się całkiem nieźle!
Tomasz, 7 sierpnia 2021
Copyright © 2019
All rights reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.